Jest taki żart o Żydzie, któremu ciasno w domu z trójką dzieci i żoną. Znacie? (Jak nie – to Wam opowiem. A jak znacie, to i tak opowiem, żeby wstęp do mojej historii trzymał się kupy i wcale, ale to WCALE nie będę się przejmować faktem, że nie umiem opowiadać dowcipów i że wyjdzie to na jaw. Ale do rzeczy.) Więc ten Żyd idzie do Rabego, a Rabe radzi mu wziąć jeszcze kozę do domu. Żyd oczywiście robi tak, jak kazał Rabe, ale po tygodniu nie wytrzymuje i przychodzi ze skarga do Rabego, że teraz jest mu jeszcze gorzej i jeszcze ciaśniej. „No to teraz oddaj kozę”. Żyd oddaje i… następnego dnia wraca do Rabego z podziękowaniem, bo ” tak mu luźno z rodziną w tym wspaniałym, wielkim domu”.
Podobnie jest ze mną. Nie, ja tam nigdy nie narzekam na nasze z-wielkim-trudem-spłacane dwa pokoje. Ba, uwielbiam je! 1) Dają mi wymówkę, dlaczego Bromba śpi z nami (cienka ta wymówka, wiem, ale chociaż nie mamy pokusy „wyprowadzania” Bromby z łóżka lub pokoju 🙂 2) Są nasze. Nasze królestwo. Dom. Twierdza.
Ale wracamy do tematu.
Myślałam, że „taka jestem zajęta” i tyle mam na głowie. Bo cały dom – tylko ja (poza praniem, prasowaniem i pastowaniem podłogi), obiady, 5 posiłków Agaty, zakupy, zajmowanie się dzieckiem, własna mini-firma, jakieś pisanie tekstów i tłumaczenia.
A od kilku dni zajmuję się jeszcze dziadkiem, który dopiero co wyszedł ze szpitala. Dziadek i Bromba, razem: 83 lata, 5 nóg (2 małe, 2 duże i laska), 15 zębów (z czaego 11 Bromby) i tyle samo włosów na głowie do czesania (dziadkowe jaśniejsze). Bromba szybciej biega, ale dziadek więcej mówi. Jedzą to samo (zupka mleczna rulezzz), ale dziadek narzeka, że mu cukru i soli skąpię. No i nie może zrozumieć, po co ja tyle z tym dzieckiem na dworze siedzę i dlaczego BEZ CZAPKI. Dziadek bawi się z Brombą głośno pokrzykując „Da!da!aa!” albo „Pach! pach! pach!”, czym nieco straszy mi dziecko, zwłaszcza gdy jest niedospane. Ja kąpię Brombę, moja mama dziadka – ufff… przepraszam, ale nie wiem, jak bym sobie poradziła z kąpielą.
I choć kocham dziadka bardzo i wiem, że jeśli ja nie pomogę mamie w opiece nad nim, to nikt jej nie pomoże (cholera jasna, to też mnie wkurza! Moja sio!stra owszem, będzie pierwsza w kolejce obok dziadka, gdy pojawią się pieniądze, ale jeśli chodzi o opiekę, to co najwyżej przez telefon westchnie, że „ona pracuje” – nie to co ja, nie?) I chociaż rozumiem, że taka jest kolej rzeczy, że starość… i chcę pomóc, to… to nie mogę się doczekać, gdy wrócę do mojego małego z-trudem-spłacanego mieszkanka i docenię stan „bez kozy”. Trochę się tego wstydzę.
Ech.
A zatem dlatego właśnie zaniedbuję bloga. „Nie pracuję”, nie nie nie. Ja całe dnie leżę na solarium albo siedzę u kosmetyczki.
Kurtyna.
[ciekawe, czy po użyciu słowa "Żyd" tak wiele razy nie będę miała na blogu zintensyfikowanych odwiedzin jakichś antysemitów, skierowanych tu przez bezmyślną wyszukiwarkę ;)]
tak coś czułam, że głównie siedzisz w solarium…;) a tak poważnie to dobrze Cię rozumiem.
@ Małpa
(hehehe – tak się do Ciebie zwracać?) :*
Dzielna jesteś 🙂
Na poprawę humoru sobie zobacz, jak już od kosmetyczki wyjdziesz (intuicja mi podpowiada, że może takie akcje lubisz) wymiennik.org
@ Clatite – 10 listopada na Bielana jest wymianka Szafowa – organizuje Klub Mam, może zajrzymy, hm?
Podziwiam szczerze. Ja… Ty się wstydzisz, a ja nie wiem, czy dałabym radę. Trzymajcie się ciepło :*
Pewnie, że byś dała, człowiek dowiaduje się, ile może dopiero gdy nie ma wyjścia. A dla tych, których się kocha – się robi i już (sorry, w mojej głowie brzmiało to mniej frazesowato ;))