Feeds:
Wpisy
Komentarze

Posts Tagged ‘poród’

Melduję posłusznie, że nadal nie urodziłam, ale wg pani doktor ze szpitala „długo w tej ciąży już nie pochodzę”. Mimo wszystko postanowiłam jechać do rodziców na święta (za zgodą lekarki). Przecież nie będę w taką pogodę siedzieć w mieście i patrzeć, jak mi się łożysko starzeje 😛

Pewnie skończy się tak, że będziemy grzać do szpitala spod Warszawy. No i dobrze, w końcu niech się zadzieje!

Brzuch twardy, napięty przez większość czasu. Skurcze pieszczą mnie delikatnie i nieregularnie, dając raczej poczucie dyskomfortu niż bólu… Ani razu jeszcze nie dałam się nabrać, że to „już”, więc doszłąm do wniosku, że to „jeszcze” 😉

Aaaa! I najważniejsze: poświęciłam święconkę, nie zeżarł jej kot 😀 A teraz piekę chlebek w 6 smakach, żeby zaszpanować przed rodzinką. No i w planach na święta mam też poród, a Ty jaki masz plan na weekend? :>

Czy mówiłam już, że się boję?

BOJĘ SIĘ.

Poród traktuję zadaniowo, ale będzie to cholernie bolesne zadanie… bożżż… obym dała radę. Wczoraj na moich oczach zaczęła się akcja u dziewczyny, która stała za mną w kolejce do toalety w szpitalu… (wiadomo, szpital położniczy, kolejka do toalety dłuuuuga ;). Po jakichś dwóch godzinach (nie, to nie kolejka długa, tylko tak szybko działa szpital :P) spotkałam tę dziewczynę na IP, cała czerwona i spocona, ledwo co chodziła, sączyły już się wody… Brr… to naprawdę boli…

Read Full Post »

nie, nie urodziłam

„I jak dziś?” – budzi mnie sms o 6.30.

„Urodziłaś już?” – pierwsze pytanie jak tylko odbieram telefon. Ja mówię „słucham”, a w odpowiedzi nie ma nawet żadnego „cześć” czy „dzieńdobry”, tylko od razu „urodziłaś?”. Jak bym urodziła to bym Was wszystkich powiadomiła choćby smsem, a na pewno nie odbierałabym tych Waszych telefonów!

Nie mogę wyłączyć komórki, bo J. zeświruje. Ostatnio jak mi padła w czwartek, to wariat pojechał mnie szukać do szpitala. Ale on ma chociaż większe wyczucie: dzwoni wprawdzie mniej więcej co pół godziny, ale zawsze ma jakiś pretekst – „odbierz maila” albo „jesteś na zakupach?” „prześlij mi ten tekst…” itd. itp. Kontrol muss sein 😛

Kupiłam dziś koszyczek na święconkę (sic!) i wymyśliłam sobie, że pierwszy spacer zaliczę z Agatą i święconką (no… i z J. :P) do kościoła. Tylko jak ona zaraz nie wylezie, to nie wypuszczą mnie ze szpitala do soboty. Co więcej, coraz bardziej grożą mi święta w szpitalu… brrr…

W domu u nas na święta nic nie gotowe – oczywiście poza koszyczkiem na święconkę 😉 Nie zrobię nic teraz wcześniej – bo i tak się wszystko popsuje. Nie zrobię nawet zakupów, bo nie wiem, czy już jutro nie będę bardziej zajęta Glutafixem niż sałatką z majonezem. Dopóki się nie rozpakuję, to J. dużo pracuje, więc i on nie będzie zawracał sobie głowy pierdołami. Jedyna nadzieja w rodzicach… chociaż z moją prospołeczną postawą to ja nie wiem, czy chcę, żeby zwalali nam się na głowę. No może na kilka godzin niech wpadną 😉

J. wyznał mi też, że chciałby, żeby Agata na imię miała Kasia, bo jemu się szaleńczo to imię podoba. Mi podoba się średnio, ale dałabym się nawet przekonać (w sumie to nawet mam tak na drugie ;)). Jest tylko jeden szkopuł: Kasia to imię pewnej dziewczyny, której nie trawię, bo przez nią sporo krwi się w naszym związku napsuło… Sprawa należy do już do przeszłości i jest całkowicie wyjaśniona, jednakże ta przeszłość nie jest aż tak dawna, żebyśmy obydwoje mogli bez uprzedzeń podejść do tego imienia.

Tylko czy nasze tymczasowe animozje (bo podejrzewam, że za rok czy dwa będzie to dla nas neutralne imię), to dostateczny powód, żeby rezygnować z imienia dla dziecka? Imię jest na całe życie, a nasze sprzeczki – na 5 minut…

Read Full Post »